czwartek, 30 stycznia 2014

"Zawieje i zamiecie śnieżne" - z cyklu uroki życia na wsi.

Za kuchennym oknem hula wiatr, gwiżdże w kominku, stuka okiennicami. Przyjemnie patrzeć na uginające się gałęzie drzew, podmuchy wiatru unoszące śnieg w górę - z perspektywy ciepłego i przytulnego miejsca,  przy filiżance herbaty. U nas na wsi tak od dłuższego już czasu. 
W pewnym sensie korzystamy z tej pogody i z faktu, że dopiero w lutym będziemy mieć gości. Siedzimy raczej w domu. Remontujemy ostatni pokój.

Na przekór temu co widać za oknem i temu co jest zaplanowane na dzisiaj w związku z remontem, korzystamy z chwilowego przejaśnienia, bierzemy psa i idziemy na spacer. 
Podobno zawiało nam drogę w okolicach mostku, więc przy okazji popatrzymy i ocenimy. Ubrani na tzw. cebulkę i pozawijani szalikami, ruszamy ku zdradliwemu, jak się za chwilę okaże słońcu. Przeszyło nas porządnie wiatrem tuż za rogiem domu. Ja uzbrojona w aparat robię trochę zdjęć, w tym kilka totalnie do niczego. Mróz i przejmujący wiatr robi swoje. Ręce marzną, aparat dosłownie głupieje na mrozie, ciężko złapać ostrość. 
Droga zawiana, wiatr poukładał śnieg w kształt fal morskich. Nawet ładnie:)
Nasza Pasłęka zamarznięta a przez nawiany śnieg zatraciła swoją naturalną linię. 
Kolejny podmuch wiatru zmusza nas do powrotu do domu. Biegniemy, by się rozgrzać z indiańskimi okrzykami na ustach. Bo tak cieplej! Uaaa uaaaa, aaiuea, a! 
Jeny - ten spacer trwał może 10, 15 minut. Przy minusowych temp typu -20 c idzie dłużej wytrzymać, gdy nie ma takiego wiatru! Dziś na termometrze -13c a odczuwalna -32c.
Tak podaje "Pogodynka" i to prawda!

Kilka zdjęć, ukazujących piękno (mimo wszystko) dzisiejszego dnia umieszczam poniżej.


Tu jakby całkiem zwyczajna zima...
zawiana droga
Wyróżniłam zdjęcie, które najwierniej oddaje dzisiejsze wyczyny pogody.
Droga prowadząca do mostku
w dolinie

Pasłęka



wtorek, 28 stycznia 2014

Wspomnienia a stary młynek do kawy

Od jakiegoś czasu stoi u nas w kuchni młynek, którego udało mi się wycyganić od mojego Dziadka.
Młynek stał na półce nie używany od wieków. Z pozoru niczym szczególnym się nie wyróżniał.
Pomalowany w celach "zdobniczych" białą emalią, korcił by to zmienić...

Postanowiłam przywrócić go do łask, poczuć na nowo zapach dla którego został stworzony.
Natrętnie powracająca myśl o świeżo zmielonej kawie, nie dawała mi spokoju.
Szlifowanie papierami ściernymi o różnej grubości dało efekt "przenikania" warstw farby i czystego drewna. Myśli popłynęły daleko aż nad Pilicę, do czasów dzieciństwa, kiedy to przyjazdy do Babci i Dziadka wywoływały fale pozytywnych emocji. Miałam, nadal mam to szczęście, możliwość obcowania z dwojgiem cudnych ludzi, którzy dali mi wiele niezapomnianych chwil, i nauczyli wiele. Mam świadomość, że kiedyś też mielili sobie w tym młynku ziarno i pili dzięki niemu kawkę. Wspomnienia będą powracały nie raz, a ten post dedykuję, choć nie jest to dzień Babci i Dziadka, właśnie im. Teraz będziemy razem pili sobie kawusię:)

Z ciekawości zajrzałam do wszechmocnego internetu by podrążyć temat posiadanego młynka. Nie znalazłam nic więcej poza ogłoszeniem sprzedaży identycznego na jednym z portali...i domniemaniem, że to dziecko fabryki z Bolesławca. Jakie lata -50?, 60?
O dziwo mój po"zabiegach" wygląda jak siostra/brat znalezionego w necie.

Kawusia smakowała pysznie, a zapach świeżo mielonego ziarna (własnoręcznie w dodatku) jest mmm...:)

nowy/stary młynek
 



i ten z netu





sobota, 25 stycznia 2014

Przypadki chodzą po ludziach.

Dziś coś dla oka dla wrażliwych czytelników odwiedzających ten blog.
Zima nikogo nie oszczędza, nie oszczędziła też naszego samochodu. Ot prosta rzecz - większe zakupy w Olsztynie i pojawia się problem... w samochodzie wysiadł wiatraczek, który odpowiada za nawiew i ogrzewanie. Zakupy zrobić trzeba, zaopatrzenie w okolicy kiepskie. W ruch poszły skrobaczki... Silnik nas na szczęście nie zawiódł i samochód odpalił. Coś tam było widać  przez zmrożone szyby, ale raczej nie drogę.
Fajnie, że zamarzły!...uwielbiam takie przypadki i uwielbiam telefon, którym szybciutko można uwieczniać chwile. W tym przypadku ponakładane na siebie obrazy.







piątek, 24 stycznia 2014

Uroki mroźnego, zimowego poranka.


Dzisiaj, pomimo mroźnego poranka (-17 stopni) wyrzuciła nas (dosłownie) za drzwi domu tęcza! Tęcza zimą? Pierwszy raz w życiu widzieliśmy takie zjawisko o tej porze roku.
Bajkowo prawda?