wtorek, 5 sierpnia 2014

Bunkry - blokhauzy w Tomarynach - powroty

Widzę je niemal codziennie i często  mnie kuszą, pobudzając  moją wyobraźnię.  Jak wyglądały bunkry  i ich otoczenie w czasach ich świetności?  Ostatnio zauważyłem jeden z zasiekowych słupków który nadrzeczne drzewa jakby wchłonęły w siebie. Elementów zasieków jest jeszcze sporo, przed jak i za rzeką. Wiosną łatwiej je dostrzec - teraz porastają je bujna trawa i wysokie chwasty. Zasieki choć ciekawe są jednak "przyziemne" a mnie kusi coś innego.


Jak jest i co pozostało u góry - wewnątrz wież. Wchodzenie po zewnętrznej drabinie jakoś mnie nie pociąga, skoro widok z mostu jest podobny,  to nie widzę powodu do nadmiernego ryzyka i brawury. Z początkiem lata dwukrotnie,  zaopatrzeni w wysoką solidną drabinę spenetrowaliśmy bunkry od środka. Niestety stan budynków  nie napawa optymizmem. Im wyżej tym gorzej. Odpadająca zaprawa, rozpadające się zmurszałe od wilgoci cegły. Powodem jest woda przedostająca się do budynków nie tylko przez otwory po kopułach ale i szczeliny które tworzą korzenie roślin i młodych drzew które porastają koronę bunkrów. Najgorszym okresem dla bunkrów jest końcówka zimy. Wkoło roztopy a na przemrożonych ścianach gruba warstwa szronu.Pobielone szronem  mury srebrzą się w słońcu przedwiośnia. Kiedyś  każdy otwór strzelniczy był zamykany wąskim , metalowym, oszklonym okienkiem. Dziś już ich nie ma i może dzięki temu wiatr przewiewając przez wieże trochę je osusza. Pomieszczenia na poszczególnych piętrach niczym się nie różnią: drobny gruz, na ścianach nieliczne pozostałości metalowych elementów i ogólny nieład - nic szczególnego. Wchodzimy na ostatnie piętro i tu niespodzianka, widok jak w jaskini. Ze stalowych  belek stropowych  ( strop Kleina) zwisają okazałe sople stalaktytów a na posadzce stalagmity. To wytrącający się z sączącej się wody węglan wapnia tworzy  misterne fantastyczne formy. Podobnie jak po ilości słoi można określić wiek ściętego drzewa, tak tutaj umiejętnie i ostrożnie rozłamując stalagmit można policzyć wiek nacieków. My oceniliśmy na 40-45 lat powolnego"wodolejstwa".


 Rozwiązała się też mała zagadka rur wystających poziomo z muru poniżej stanowisk ckm-ów. To odpływy wody używanej do chłodzenia Maximów.  Ostatni etap to wyjście na dach w miejscach gdzie kiedyś były działka Grusona.  Betonowe "atrapy" kopuł szlak trafia ( ale ktoś odwalił fuchę). Jedna już się rozpadła druga jest mocno "nadgryziona".

  Widok na okolicę  fajny ale kiedyś było tu jeszcze przestronniej gdyż nie było drzew porastających brzegi Pasłęki. Gdy kiedyś w przyszłości  jeszcze coś ciekawego odkryję to doniosę tzn. dopiszę.
  Wędrowali ze mną : Agata (Mata Hari?), Artur i Jakub.  Pełnych danych wolę nie  ujawniać bo za takie szpiegowanie może być jak nic: sąd polowy i pluton egzekucyjny a w najlepszym wypadku ciężkie więzienie... . Andrzej       ( jest to kontynuacja posta z 22 kwietnia 2014 roku)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz