niedziela, 25 maja 2014

W poszukiwaniu zagubionego czasu

Cisza.
Brak nowych wpisów. Czy to oznacza, że u nas nic się nie dzieje?
Pozory mylą.
Dzieję się i to dużo.
Brak czasu na pisanie i relacjonowanie.
Upały przyciągają turystów, a nas wciąga wzmożona praca.
Pranie, sprzątanie, gotowanie, itd. Wycyklinowana podłoga w ostatnim z remontowanych pokoi już schnie, zaimpregnowana olejem wybielającym. Pomalowana ściana, wyszlifowane, uzupełnione fugą cegły. Uszyte zasłonki, poduszki. Dorobione blaty do szafek nocnych, stara skrzynia - jeszcze po dziadkach, podreperowana i wskrzeszona na nowo do życia. Pokój czeka na dopełnienie meblami, przedmiotami, bibelotami.
W piątek odebraliśmy eklektyczne łóżko kupione na allegro wieki temu. Teraz już jest gdzie je wstawić...
I nagle bach! Niespodzianka. Nie dość, że za wąskie to i za krótkie:(- nie takie były wymiary wystawionego na sprzedaż przedmiotu!
Telefon do sprzedającego i cytat wyjęty z rozmowy:
Sprzedający: "patrz pan co za głupie ch... to mierzyły, bo to nie ja, to pracownik!.
Andrzej: to daj pan tego pracownika do telefonu!.
S: a nie możesz pan używać takiego łóżka?
A: a co mam sobie materac sprężynowy skrócić i zwęzić?
S: w poniedziałek przyślę zdjęcia innych łóżek, to se pan jakieś dobierzesz".
Ta, po 3 mies. czekania wizja innego, pewnie też tak badziewiaście mierzonego, jakoś nie kusi.
Kombinujemy, czy można to zmienić i mimo wszystko zostawić łóżko u nas.
Pomysł rodem z głowy MacGyvera jest,  jak zastaną rzeczywistość zmienić. A jakże, tylko aby go zrealizować, potrzebny jest czas.
Ciągle to samo...

kilka realizacji-coś z niczego.
No, prawie  z  niczego...


















piątek, 16 maja 2014

Trasa koncertowa z noclegiem w Ostoi

To nam się trafiło.
I w sumie im też:)!
Im tzn. polsko-portugalskiemu trio Tres Hombres, towarzyszącemu brooklińskiemu artyście Stevenowi Wilkinsonowi w trasie koncertowej po Polsce.

Zespół trójmiejski, a jakże.
Jakże normalni, otwarci, fajni faceci.
Jeszcze wczoraj byli naszymi gośćmi.
Pozostała płyta z dedykacją.
Podobno, gdy Steve jest w trasie - za swój dom uznaje każde miejsce w którym się pojawi. Najważniejsi są dla niego ludzie i muzyka. O! Miło nam było, że docenił walory naszego domu i okolicy. Chodził po terenie i lajkował:)
W "Karczmie Warmińskiej" zakupił sobie tarkę-taką starą do prania służącą.Twierdzi, że ma "inne" brzmienie niż ta jego.
Artystę z nowym instrumentem można zobaczyć np.tu:
http://freebluesclub.pl/event,1231.html
 
W rewanżu od nas otrzymał skromny słoiczek dżemu z dyni naszej produkcji.
Będzie dżem session:)
Miło bardzo.



sobota, 10 maja 2014

Gdzieś między sznurkami z praniem a ogródkiem - Pustułka zwyczajna.

Weekend majowy już za nami, teraz czas na porządki, pranie pościeli, przygotowanie pokoi dla następnych gości. Czyli normalka. Mały skok do ogrodu, żeby sprawdzić jak rośnie nam wszystko po deszczu. I nagle zamieszanie przy krzewach bzu, pies ujada. Przed oczami taka scena: beżowe, nakrapiane ptaszysko z rozpostartymi skrzydłami niczym Lord Vader próbuje odstraszyć psa, krocząc groźnie po ziemi.
I nagle kładzie się (już teraz wiem, że ze strachu) na plecy i używa ostatniej swej broni: pazurów i zakrzywionego dzioba-jak to u drapieżnika. Scena dla mnie rzadka! Podbiegam, wyciągam z kieszeni aparat, robię zdjęcia. Dzwonię po Andrzeja, żeby przerwał szpachlowanie ściany i przyszedł z odsieczą. Trzeba przecież  zobaczyć czy jest cały i zdrów. Bez większego problemu dał się wziąć do ręki, nawet uspokoił się, gdy delikatnie do niego przemawialiśmy, dał się też pogłaskać. Choć bardzo czujny (obroty głowy niemal 360 stopni) to chyba nam zaufał.
Wygląda na to, że jakieś zdarzenie odebrało mu siły. Ran brak, ale latać nie chce, czy nie może?
Teraz dochodzi do formy w zacienionym, bezpiecznym miejscu, z dala od kotów. Po telefonach i konsultacjach z leśniczym, odwozimy go dziś-jeśli nie poleci samodzielnie, do leśnego sanatorium w Dywitach. Niecodzienna to sytuacja, kiedy ma się do czynienia oko w oko z drapieżnikiem. Tu, pustułka zwyczajna z rodziny sokołowatych ok 35cm, raczej samiczka, i raczej młoda...
Oko w oko z pustułką:









Historia ma swoją kontynuację. Właśnie wyjechał pan leśniczy, opiekujący się drapieżnikami, w szczególności tymi niedomagającymi. Przyjechał specjalnie po "naszą" pustułeczkę. Fachowo ją obejrzał, ocenił stan zdrowia i zabrał do swojej kliniki na podkurowanie.
Drapieżniki to mają dobrze! 
Po zaobrączkowanego gołębia, zagubionego w czasie burzy nikt nie przyjechał :( choć też zgłaszaliśmy do hodowców...
Przy okazji dowiedzieliśmy się, że nasz ptaszek nie jest już taki młody, co widać po postrzępionych piórkach skrzydeł. Ptaki tego gatunku, doskonale wiedzą co mają robić, gdy ich skrzydła nie nadają się już do latania.
Popełniają samobójstwo, rozrywając sobie dziobem aortę. Smutne to ale jakże prawdziwe.
Mamy nadzieję, że nasza pustułka odleci zdrowa w świat!