Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lotnisko Olsztyn Dajtki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lotnisko Olsztyn Dajtki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 sierpnia 2014

Pirat na ściernisku

Rok temu, mniej więcej o tej porze odwiedził naszą Ostoję kuzyn Krzysztof z rodziną. Nie ma zapewne w tym nic nadzwyczajnego, raczej rodziny się odwiedzają... Jednak wydarzyło się wtedy coś wyjątkowego, co nie zdarza się na co dzień. Krzysztof jest pasjonatem szybownictwa i doświadczonym, bo z czterdziestoletnim stażem szybownikiem (nasze jubileuszowe gratulacje). W pewnej chwili otrzymał sms-a, czy też telefon od kolegi z wiadomością, że w okolicach lotniska aeroklubu Olsztyn - Dajtki jest punkt przelotowy odbywających się właśnie Szybowcowych  Mistrzostw Polski Kadetów i że w okolicach Gietrzwałdu możemy spodziewać się przelotów szybowców. Faktycznie, po chwili dojrzeliśmy kilka z nich szybujących wysoko w chmurach. Jest piękna słoneczna pogoda a na niebie różne formacje chmur. Nasz gość opowiada o cumulusach, cirrusach i innych tam ciekawostkach, a ja z zadartą głową i otwartą gębą słucham i patrzę. Po chwili usłyszeliśmy głośny świst powietrza i nad nami zdawać by się mogło, że bezpośrednio nad dachem  i rosłym lipami - przeleciał szybowiec. Ja prawie oniemiałem z wrażenia i jeszcze bardziej opadła mi szczęka. Grazia nadbiegła z ogrodu wołając - widzieliście?! Nim reszta domowników wybiegła z domu by popatrzeć co się wydarzyło, Krzysiek zdążył wsiąść w samochód i pognać w miejsce przymusowego lądowania. Pognał z pomocą, zostały po nim tylko tuman kurzu i niespokojne myśli i obawa o los młodego szybownika. Szedł a właściwie leciał niebezpiecznie nisko, a za naszym domem jest jeszcze nasyp kolejowy a dalej linia wysokiego napięcia. Z pewną obawą czekaliśmy na wieści... . Po pół godzinie wszystko już było jasne. Młody szybownik spisał się dzielnie i gładko wylądował na ściernisku.


Bartek, syn właścicieli pola wziął terenówką na hol szybowiec i podciągnął go bliżej polnej drogi. Szybowiec ma się rozumieć sam nie wystartuje, więc trzeba czekać na transport z rodzimego szybowiska. Serwis miał przyjechać z podgrudziądzkich Lisich Kątów. Przygarnęliśmy na czas oczekiwania pod swój dach kadeta, który zdawał się całą tą sytuacją nie za bardzo poruszony. W sumie miał rację, przy lotach długodystansowych przymusowe lądowanie jest normalnością. Sztuka polega na tym by tak wybrać miejsce i technikę lądowania, by nie zrobić krzywdy sobie i nie rozbić sprzętu. Szybowiec który u nas wylądował to "Pirat"- konstrukcja z lat 60-tych, a ten egzemplarz zbudowany był w 1974 roku. Miał 7 metrów długości i imponujące 15 metrów rozpiętości skrzydeł, waga 255 kg. Zbudowano ich ponad 800 sztuk i latały w 25 krajach świata. Gdy przyjechał transport my też - ma się rozumieć - ruszyliśmy z pomocą. Rozmontowanie i załadunek "Pirata" na specjalną, długą przyczepę poszło sprawnie i trwało około godziny. Ekipa była skromna: serwisant, kadet, Krzysiek, ja, Grazia "aparatka" i ten szósty - tajemniczy, zupełnie przypadkowy człowiek z liściem na głowie. Podobno wyszedł z krzaków - to całkiem możliwe, bo miał jeszcze we włosach resztki poszycia leśnego. Na pytanie czy chce przejechać się po szybowiec odpowiedział krótko i dobitnie: "no" ... no i pojechał... .
No to taka to była historia z tym piratem.
Andrzej i też trochę jak zwykle Grazia.

A poniżej podpatrzeć można sposób demontażu "Pirata":

"Pirat" jeszcze w całości, w tle jego "opakowanie".

zdejmowanie skrzydła

i tu też

jako pierwszy wjeżdża do przyczepy kadłub szybowca.