Od jakiegoś czasu stoi u nas w kuchni młynek, którego udało mi się wycyganić od mojego Dziadka.
Młynek stał na półce nie używany od wieków. Z pozoru niczym szczególnym się nie wyróżniał.
Pomalowany w celach "zdobniczych" białą emalią, korcił by to zmienić...
Postanowiłam przywrócić go do łask, poczuć na nowo zapach dla którego został stworzony.
Natrętnie powracająca myśl o świeżo zmielonej kawie, nie dawała mi spokoju.
Szlifowanie papierami ściernymi o różnej grubości dało efekt "przenikania" warstw farby i czystego drewna. Myśli popłynęły daleko aż nad Pilicę, do czasów dzieciństwa, kiedy to przyjazdy do Babci i Dziadka wywoływały fale pozytywnych emocji. Miałam, nadal mam to szczęście, możliwość obcowania z dwojgiem cudnych ludzi, którzy dali mi wiele niezapomnianych chwil, i nauczyli wiele. Mam świadomość, że kiedyś też mielili sobie w tym młynku ziarno i pili dzięki niemu kawkę. Wspomnienia będą powracały nie raz, a ten post dedykuję, choć nie jest to dzień Babci i Dziadka, właśnie im. Teraz będziemy razem pili sobie kawusię:)
Z ciekawości zajrzałam do wszechmocnego internetu by podrążyć temat posiadanego młynka. Nie znalazłam nic więcej poza ogłoszeniem sprzedaży identycznego na jednym z portali...i domniemaniem, że to dziecko fabryki z Bolesławca. Jakie lata -50?, 60?
O dziwo mój po"zabiegach" wygląda jak siostra/brat znalezionego w necie.
Kawusia smakowała pysznie, a zapach świeżo mielonego ziarna (własnoręcznie w dodatku) jest mmm...:)
nowy/stary młynek
i ten z netu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz