Właśnie wróciliśmy.
W domu niecałe 12 stopni, ale w głowach jasne wytyczne, ja rozpalam w kominku a ty w piecu, ok? Dwa kubki herbaty, kilka kanapek.
W takich sytuacjach herbata staje się cudownym eliksirem.... w domu jest okrrrooopnie!
Kilka łyków i robi swoje: migiem roznosi miłe ciepełko w każdy zakątek ciała. W kominku buzuje, powolutku robi się cieplej, choć temperatura ma szansę być normalną dopiero za kilka godzin.
To dobry moment na refleksje.
Osobiście kocham taki stan: czuję wewnętrzny spokój. W ogóle czuję. Czuję, że jestem, mogę, ode mnie zależy tu sporo.
Po wielu latach uzależnień od pracodawców, przeróżnych zależności i powikłań życiowych... Czuję się wolną osobą. Cieszę się z prostych rzeczy. Nawet gdy doskwiera zimno, wówczas mogę docenić ciepło. Lubię zgłodnieć, by czuć przyjemność ze jedzenia suchej bułki. itd., itd...
Wiecie, co mam na myśli?
G.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz